„Asteroid City” – recenzja filmu. Pustynne życie z Wesem Andersonem (2024)

Cztery dni temu na ekranach polskich kin pojawił się nowy film Wesa Andersona, czyli „Asteroid City”. Tytuł ten został zaprezentowany światu podczas tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, gdzie brał udział w konkursie głównym. Reżyser „Wyspy psów” opowiada o niecodziennym wydarzeniu w tytułowym miasteczku oraz równie niecodziennych osobowościach, które zostają zmuszone do dłuższego pobytu na jego terenie. Czy gwiazdorska obsada lśni niewymuszonym blaskiem? Czy autor urokliwych i stylowych opowieści jest w dobrej kondycji twórczej? Portal Filmożercy.com zaprasza wszystkich zainteresowanych do zapoznania się z naszą recenzją!

Symetryczne kadry, pastelowe kolory i zabawa proporcjami obrazu. Nawet bez akademickiej znajomości twórczości Wesa Andersona łatwo wyróżnić te elementy jako cechę wspólną wizualnego języka jego filmów. Zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat autor „Rushmore” daje upust swojej potrzebie projektowania precyzyjnych kadrów i płynnego prowadzenia kamery, stawiając w pierwszej kolejności na formalizm estetyczny z fanatycznym wręcz oddaniem. Reżyser i scenarzysta, który swój sukces zawdzięcza słodko-gorzkim opowiastkom o dojrzewaniu i poszukiwaniu swojej roli w życiu, nierzadko nasączonymi romantyczną atmosferą, staje się poniekąd więźniem własnego stylu. Już poprzednia pozycja w filmografii Teksańczyka, „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”, sygnalizowała zmianę w układzie sił najważniejszych części składowych, stanowiących unikatowość jego dzieł. Kalkulacja zamiast żywych emocji, forma ponad treść bądź narracja dyktowana przez stały, usypiający rytm metronomu. Film „Asteroid City” łączy w sobie dekoracyjne obsesje Andersona z czarem osobliwych bohaterów okupujących pustynne miasteczko, ale wartość dzieła ostatecznie zanika pod grubą warstwą celuloidowego make-upu.

„Asteroid City” – recenzja filmu. Pustynne życie z Wesem Andersonem (1)

Szczyt rozkwitu kariery Andersona można wyznaczyć na 2014 rok, czyli światową premierę „Grand Budapest Hotel”, która zapewniła mu największy artystyczny i komercyjny sukces. Wynika to głównie z tego, że choćby w tym filmie plastyczność produkcji została doskonale pożeniona z jej wartością merytoryczną, a balans ten doceniono zarówno w box office’owych wpływach, jak i w ilości nominacji do branżowych nagród. Omawiana równowaga jest niezauważalna w najnowszych dziełach Amerykanina, ponieważ nawet intrygujące koncepty scenariuszowe zostają pogrzebane pod niezdrową ilością ekranowej słodyczy. Trudno jest zatem rozmawiać o „Asteroid City” bez porównania do „Kuriera Francuskiego” – obrazy te różni przede wszystkim struktura opowieści, ale łączy fanatyczne przywiązanie do inscenizacyjnego detalu. Prowadzi to do interesującego dysonansu poznawczego, gdyż z jednej strony zaangażowanie niezwykłych talentów stojących za oddaniem autorskiej wizji jest doprawdy imponujące, jednakże z drugiej – upychanie wizualnych atrakcji w każdym ujęciu może prowadzić do niepożądanego zmęczenia.

Przewagą miasta asteroidy jest jednak forma korespondująca z tematyką scenariusza. Anderson tworzy rzeczywistość, która jest poniekąd wizualizacją fikcyjnej sztuki teatralnej Conrada Earpa. Od początku seansu jesteśmy zapewniani o umowności świata przedstawionego jako wytworze wyobraźni postaci, która jest wytworem wyobraźni. Dzięki temu zastosowanie znanej taktyki operatorskiej stałego współpracownika Wesa Andersona, Roberta Yeomana, lub olśniewająca, „tekturowa” scenografia Adama Stockhausena świetnie komplementują fundament ram narracyjnych. Daje to efekt wielowarstwowej opowieści, stanowiącej zarówno splot odmiennych charakterów, przenikających się w warunkach przymusowej kwarantanny, jak i refleksję na temat pracy kreatywnej, wymagającej zrozumienia oraz emocjonalnej inwestycji ze strony każdego współtwórcy, od którego zależy wyrazistość przekazu. W „Asteroid City” znajdziemy również wątki żałoby, trudnych relacji rodzinnych, potrzebę czytelnej komunikacji oraz akceptacji… Problem polega tym, że obliczona z matematyczną precyzją przestrzeń dla wydźwięku tych wątków na planie filmowym zabija ciepło ich barw, oferując wyrachowany chłód.

„Asteroid City” – recenzja filmu. Pustynne życie z Wesem Andersonem (2)

Wykreowane na ekranie andersonowskie środowisko daje pole dla hołdowania sztuki snucia opowieści, a także przedstawienia storytellingowych form jako kanału komunikacyjnego. Sterylny świat fantastycznego pana Wesa jest również sceną do przedstawienia równie sterylnych relacji między bohaterami. Nietypowy, mało ekspresyjny sposób wyrażania się rezydentów „Asteroid City” jest, rzecz jasna, stałym elementem twórczości reżysera, często podkreślający wyalienowanie postaci, jednakże w tym przypadku nieintencjonalnie wpływa na wrażenie przywołanego wcześniej matematycznego chłodu narracji. Kalejdoskop gwiazd w czarującej historii o bliskich spotkaniach – nie tylko trzeciego stopnia – wydaje się zbędny w kontekście ich czasu ekranowego. Żaden z aktorów nie zawodzi i doskonale rozumie intencje reżysera, jednak poza Scarlett Johansson i Jasonem Schwartzmanem brakuje miejsca na popis talentów pozostałej części obsady. Oczywiście, zawsze jest miło zobaczyć na srebrnym ekranie Toma Hanksa, Tildę Swinton, Edwarda Nortona lub Willema Dafoe, ale czy możliwości tych artystów są wykorzystywane, jeśli ich role ograniczają się jedynie do barwnych epizodów, a nie pełnoprawnych postaci? Na to pytanie widzowie muszą odpowiedzieć sobie sami.

W trakcie trzeciego aktu protagonista burzy czwartą ścianę – dosłownie opuszcza opowieść, by udać się na papierosa i zastanowić się nad sensem portretowanych w scenariuszu wydarzeń. Tak umiejętnie postawione pytania w tej intrygującej scenie pozwalają jeszcze na odrobinę nadziei, że reżyser ma istotnie coś ważnego do przekazania, a jego nowe produkcje nie stanowią wyłącznie formalnej repetytywnności w celu zaspokojenia swoich wizualnych potrzeb. Mimo wszystko „Asteroid City” to obraz pozbawiony bezpretensjonalnego uroku znanego choćby z filmu „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom” (mój absolutny faworyt w filmografii tego twórcy), który nie jest w stanie zaskoczyć publiczności zaznajomionej ze stylem Andersona. Na szczęście kolejne dzieło demaskujące wyeksploatowany formalizm jego autora nie okazało się kosmiczną porażką.

Ocena filmu „Asteroid City”: 3+/6

zdj. Focus Features

„Asteroid City” – recenzja filmu. Pustynne życie z Wesem Andersonem (2024)
Top Articles
Latest Posts
Article information

Author: Manual Maggio

Last Updated:

Views: 5890

Rating: 4.9 / 5 (69 voted)

Reviews: 92% of readers found this page helpful

Author information

Name: Manual Maggio

Birthday: 1998-01-20

Address: 359 Kelvin Stream, Lake Eldonview, MT 33517-1242

Phone: +577037762465

Job: Product Hospitality Supervisor

Hobby: Gardening, Web surfing, Video gaming, Amateur radio, Flag Football, Reading, Table tennis

Introduction: My name is Manual Maggio, I am a thankful, tender, adventurous, delightful, fantastic, proud, graceful person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.